wtorek, 8 stycznia 2013

Prolog.

Margaret
Szczęście?
Nie rozumiem. Mógłbyś wytłumaczyć?
Wiem, wiem, to może się wydawać (a raczej takie jest, no ale cóż poradzić) dziwne. Ale ja naprawdę nie wiem. Nie wiem, jakie to uczucie.
Pytasz się, a co z dzieciństwem. Ta dziecięca euforia towarzysząca choćby dostaniu lizaka.
tego też sobie nie przypominam. Byłam (i w sumie nadal jestem) cichym dzieckiem. Wystarczył mi mój ukochany miś Cookie (też nie wiem, co chodziło mi po głowie, kiedy nadawałam mu takie imię), spokojny kącik i długie godziny rozmów z nim. Tak! Rozmawiałam z pluszanką! Codziennie razem wzdychaliśmy, że chcemy mieć prawdziwych rodziców (Cookie był dla mnie raczej, jak brat, którego nigdy nie udałoby mi się mieć), którzy wzięliby nas na kolana, przytulili i wyszeptali Kocham cię!. On myśleli, że zdobędą moją miłość coraz większą ilością zabawek, każda coraz droższa i nowocześniejsza. Ale ja nawet nie zwracałam na nie uwagi. Nie, żebym była jakimś rozpieszczonym bachorem. Posłusznie brałam zabawkę do pokoju, odkładałam ją do pudła z innymi i szłam z powrotem w cichy kąt na strychu. Razem z Cookie'm, oczywiście.
Nasuwa ci się pytanie, dlaczego JEGO przyjęłam i zatrzymałam? No więc, nie zawsze byliśmy tak bogaci. Na moje drugie urodziny dostałam misia, na którego rodzice wydali ostatnie pieniądze, którymi mieli spłacić dług. Dług spłacili tuż po tym, jak ojciec dostał pracę, a potem sam założył firmę.
A miś został jako wspomnienie.
Potem dorastanie - czas nastoletni.
Nie ganiałam się za chłopakami i nie stroiłam się, o malowaniu już nie wspominając. Krótko mówiąc, nie robiłam tego co normalna nastolatka. Wolałam spędzać wolny czas w domu, z książką w ręku.
Ale miejsce Cookie'go zajął ktoś inny. Żywy, realny. Ktoś, kogo imienia wymieniać nie będę.
Ale powiem ci, że wtedy prawie stałabym się szczęśliwa. Odczuwałam jakąś wewnętrzną ulgę, że mam kogoś, komu się wyżalę i w końcu mi odpowie.
A już kiedy mogłoby być dobrze On uciekł robić karierę. Rozumiem, realizujmy swoje pasje, kształćmy talenty.
No, ale przyjaciół się nie zostawia.


Anne-Marie
Jej, nigdy nie byłam tak szczęśliwa!
ten dzień jest wspaniały!
Przyszedł list z Broadway Dance Academy! I zgadnij, kto dostał się na przesłuchanie?
Niejaka Anne-Marie Cameron! Tak, JA!
Nareszcie zatańczę na deskach, na których tańczyli najlepsi.A rodzice są tacy kochani. Powiedzieli, że opłacą mi te studnia. Mamo, tato jesteście najlepszymi rodzicami pod Słońcem!
A w dodatku zdałam wczoraj na prawo jazdy. Samochód od wujka chrzestnego stoi w garażu. Tylko teraz muszę tylko iść, aby wydali mi ten dokument.
No, ale koniec tego dobrego. Trzeba się ubrać i zacząć dzień!
Poszurałam moimi kapciami z owieczkami do sypialni, wzięłam ubrania i zaczęłam poranną toaletę. Po 40-50 minutach wyszłam z łazienki i poczłapałam do kuchni skąd dochodził do mnie słodki zapach omletów "maminej" roboty.
-Takie pyszności, to ja mogę zajadać codziennie. - odparłam po przywitaniu się z Catherine (tak, mówiłam do mojej mamy po imieniu - w końcu byłyśmy, jak przyjaciółki).
-Smacznego. - Cat położyła przede mną talerz z kilkoma omletami, na których widok ciekła mi ślinka. - Wychodzisz gdzieś dzisiaj?
-Wybierałam się właśnie odebrać z urzędu mój akt urodzenia, bo dzisiaj wyrabiają mi prawko. - odparłam w międzyczasie przeżuwając.
-A..akt? - moja matka zrobiła wielkie oczy, a gdzieś w głębi nich zobaczyłam rosnący strach.
-A co, jest z nim coś nie tak? - wybełkotałam nie przerywając posiłku.
-Muszę iść po twojego ojca.- rzekła i szybko wyszła w kierunku salonu, gdzie prawdopodobnie znajdował się wyżej wymieniony.
Wzruszyłam ramionami i wróciłam do konsumowania.
Catherine i Jack (mój tata) weszli do kuchni z kamiennymi twarzami. Pierwszy odezwał się Jack.
-Anne, myśleliśmy, że nie będziemy musieli ci tego powiedzieć, ale tak wyszło, że... nie zdziw się, jeśli na akcie zobaczysz coś niepokojącego, bo...
-Jesteś adoptowana. - powiedzieli jednocześnie, a ja zakrztusiłam się jedzeniem.
Że co do cholery?!

---------------------------------------------
A więc, prolog :)
Komentujcie, proszę! A jeśli nie macie czasu lub po prostu wam się nie chce, to przynajmniej zaznaczcie w reakcjach (na dole) co sądzicie.
Love ya, Victoria xx

4 komentarze:

  1. Ju zyskałaś we mnie fankę ;)
    Wiedziałam że skąd cię kojarzę, a twojego bloga czytałam od początku ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi się już podoba, pisz pisz :*

    OdpowiedzUsuń